DLACZEGO NIE ROBISZ POSTĘPÓW?
Opublikowano 30 grudnia 2018 w kategoriach Artykuły - felietony .
DLACZEGO NIE ROBISZ POSTĘPÓW?
Plagiatuję tytuł z bardzo starego „Brydża”, choć będzie dotyczył odrobinę innej materii.
Param się uczeniem brydża już jakieś 40 lat z małym okładem. Moimi podopiecznymi byli i są brydżyści w różnym wieku (rozpiętość tak około 60 lat). Aktualnie są to studenci dwóch rodzajów uczelni – Uniwersytetu Trzeciego Wieku oraz Politechniki. Oczywiście wśród moich „słuchaczy” było nie tylko 712 moich brydżowych partnerów, ale i tysiące (myślę, że nie przesadziłem) przygodnych krótkotrwałych konsultantów pytających – co licytujesz, w co wistujesz, jak rozgrywasz?
Jakieś czterdzieści lat temu z okładem, kiedy udało się rozpocząć rozgrywanie turniejów brydża w moim mieście, na każdej „cygarpauzie” molestowano mnie powyższymi pytaniami. Ponieważ od wielu lat stosuję selekcję negatywną przy wyborze zagrań, zaczynałem odpowiedź od wyboru tego działania, które według mnie jest najgorsze, lub jest jednym z gorszych. Jak – nader często – trafiałem od razu wybór, którego dokonał pytający – przerywano mi stwierdzeniem – nie masz racji, nawet nie słuchając argumentów dlaczego tak (nie)wybrałem. Ponieważ takie zdarzenia były nagminne „opodatkowałem”, to znaczy chciałem opodatkować pytających kaucją 10-złotową, do zwrotu jak nie będzie się mi przerywać. Pożytecznym efektem było nie to, że się dorobiłem, ale to, że przestano mi zawracać głowę. Spowodowało to również inne widzenie przeze mnie dyskusji partnerów brydżowych – zazwyczaj po jakimś klopsie – co wyglądało tak, że obaj partnerzy mówili jednocześnie przekrzykując się nawzajem, często mając twarze zbliżone do siebie na odległość piędzi. Potem, kiedy aparat fotograficzny stał się elementem codziennego użytku, jak nie przymierzając chusteczka do nosa, zrobiłem pewną liczbę zdjęć tak dyskutujących partnerów, które wyświetlałem dyskutantom na ekranie aparatu rozładowując napięcie pomiędzy dyskutantami.
W czasach współczesnych, – kiedy styl dyskusji nakreślili dziennikarze kategorii M.O. (nie mylić z milicją obywatelską), zjawisko równoczesnego mówienia stało się plagą jak nie przymierzając AIDS. Co miewam ochotę zrobić, jak jestem w takiej sytuacji uczestnikiem, nie powiem, bo cenzura by nie przepuściła. Zazwyczaj przestaję mówić i nucę sobie w duchu jakąś kabaretową piosenkę.
Głębsze zastanawianie się nad tym zjawiskiem – wyłącznie w zakresie mojej działalności niosącego kaganek brydżowej oświaty – przywiodło mi na myśl takie porównanie – ja wystrzeliwuję rakiety z zaopatrzeniem, a moi słuchacze wystrzeliwują antyrakiety mające za cel unieszkodliwienie moich rakiet przed dotarciem do celu. Te antyrakiety są w takim stylu jak w anegdotce (podobno autentycznej) z obszarów dumnego Albionu. Tamże zapytano pewną panią, dlaczego nie skontrowała szlema w piki mając asa atutowego? Bo pan Meredith zawsze rekontruje – wyjaśniła z angielską flegmą leciwa lady.
Staram się uzmysłowić moim interlokutorom, że wytaczając przedwcześnie swoje działa obronne, blokują przepływ płynącej z moich wyjaśnień informacji, w związku z czym nie dociera ona do ich świadomości przynajmniej w dużej części. Często dla rozluźnienia atmosfery używam porównania z sądu, gdzie oskarżony może łgać do woli, bez żadnych z tego powodu konsekwencji, natomiast świadkowi nie wolno tego czynić. Kontrargumenty bowiem moich rozmówców nader często są w stylu przytoczonej anegdotki z angielską lady.
Przed laty – będąc człowiekiem stanu wolnego – byłem porywany przez dyżurujących na pogotowiu lekarzy z mojego klubu, gdzie grywałem w brydża po zakończeniu jego działalności, czyli po godzinie 23 i dowożono mnie karetką na dyżur na tzw. „nocnika”. Panowie lekarze grali z dopingiem finansowym, w zasadzie przekraczającym moje możliwości, ale eufemistycznie mówiąc nie dokładałem do tego interesu. Panowie mieli świadomość, że uprawiam brydża wyczynowo, więc wydawało mi się (miałem duszę belfra od urodzenia), że nie będzie nietaktem, jak będę się z eskulapami dzielił swoją brydżową wiedzą. Jakoś tak dość wcześnie przekonano mnie, że to nie jest dobry pomysł. A spowodowało to następujące wydarzenie:
♠ 653
♥ 86 ♦ W4 ♣ AKDW54 |
||
♠ 872
♥ W943 ♦ 7632 ♣ 32 |
♠ DW104
♥ A1072 ♦ KD105 ♣ 7 |
|
♠ AK9
♥ KD5 ♦ A98 ♣ 10986 |
Rozdanie w grubsza wyglądało tak jak wyżej (nie mam gwarancji, że moja starcza pamięć starcza na dokładne odtworzenie rozkładu). Mój partner otworzył z ręką N 1 ttt. E zmilczał (nie miał żadnej 5-ki na wejście, a kontra byłaby karna – tak za Gomułki grywano w domowych brydżach), a ja (pamiętajcie była późna noc, byłem dużo do przodu, poza tym tak się wtedy grywało) gruchnąłem 6 BA. Tym razem E zaoponował, a mój partner na ostatniej ręce odwinął. Wykładając dziadka tonem pytająco-twierdzącym rzekł – miałam na re (?)(!)…
Wist na moje szczęście nastąpił w piki. Komunikując się treflami ze stołem podegrałem dwa razy kiery. Pan doktor na E raz przepuścił, ale na drugie przepuszczenie zabrakło mu umiejętności, więc szybko doprowadziłem do końcówki:
ppp 6
ccc –
kkk W
ttt 4
ppp 8 N ppp DW
ccc W W E ccc –
kkk 7 S kkk D
ttt – ttt –
ppp K9
ccc –
kkk 9
ttt –
…w której zagranie ostatniego trefla przymusiło rękę E.
Kiedy ośmieliłem się zwrócić uwagę panu doktorowi na E, że gdyby przepuścił jeszcze raz kiera, to nie mógłbym wygrać kontraktu, pan doktor nie zainteresował się, na czym polegała by ta różnica, tylko wysyczał, (jeśli to słowo w pełni oddaje styl wypowiedzi) – panie, pan mnie nie będziesz uczył grać w brydża! Szybko przeprosiłem, a na moje usprawiedliwienie dodam, że nie znałem wówczas jeszcze świetnego powiedzenia znakomitego Jerzego Czekańskiego – nie tłumacz dyletantowi, co to jest przymus. Laik nigdy nie zrozumie teorii kwantów…
To, że chciałem zarzynać kurę znoszące złote jajka – nie wspomnę. Każdy bowiem taki „nocnik” wydatnie wzmacniał moją chudą nauczycielską pensyjkę…
Komentarze