Prawo Kaplana i inne paści
Opublikowano 26 stycznia 2014 w kategoriach Artykuły - felietony .
Od zarania dziejów ludzkość próbuje normować swoje stosunki za pomocą rożnych praw. Powstają ustne i pisane kodeksy od najbardziej znanego ze starożytności kodeksu Hammurabiego.
Również w brydżu od jego powstania obserwuje się próby wtłoczenia w różne korytka zachowań i działań uczestników tej gry. Twórcy przepisów starają się sformalizować jak najwięcej wydarzeń, aby sędziom łatwiej było rozstrzygać kwestie sporne. Działania takie przynoszą nieoczekiwanie skutki uboczne, jak zresztą prawie każdy nowy lek.
Pamiętam dawny przepis dotyczący fałszywego renonsu. Orzekał on przyznanie stronie niewykraczającej dwóch lew. I oto spryciarze natychmiast wykazali małą skuteczność takiej rekompensaty. Przykład:
♠ADx ♥AWxx ♦ xx ♣ ADxx |
♠ xx ♥ xx ♦ AKW10xxx ♣ xx |
Po licytacji:
W |
N |
E |
S |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
3 ♦ |
Pas |
||
3 BA |
Pas |
Pas |
pas |
W rozgrywał „firmówkę“ po wiście w piki. W drugiej lewie impasował karo. I teraz – jeśli S miał drugą lub singlową damę – nie dokładał do koloru. W wracał do ręki, by powtórzyć stuprocentowy impas i wtedy dama się znajdowała i stół był zimny. I co za pożytek dla rozgrywającego miały stanowić marne dwie lewy skoro zamrożono mu 5?
Że co? Że to niesportowe zachowanie? A za pomocą jakiego przyrządu można udowodnić, że S świadomie popełnił “fałszywkę” w pierwszej lewie karowej?
Jeśli zaś za każdy fałszywy renons należałoby karać jak za niesportowe zachowanie, to byłby to następny nonsens prawny.
Trzeba było zmienić przepis i to nastąpiło. Współczesne uregulowania w tej materii nie budzą emocji i mają się dobrze od wielu lat.
To był przykład udanej ewolucji przepisu. Inne bywają mniej udane I zamiast upraszczać sytuację często ją gmatwają. Do takich – moim zdaniem – należy przepis o małej karcie przygwożdżonej. Dotyczy to karty, która wypadła obrońcy (rozgrywającemu nie można przygwoździć kart) przypadkowo i była to karta od 9-ki włącznie w dół karcianej hierarchii, czyli umownie “mała karta”. Określenie “wypadła przypadkowo” jest tak płynne, że tylko rzadkość takiego wydarzenia nie wyzwala emocji z tym związanych (osobiście zetknąłem się z takim przypadkiem zaledwie jeden raz od czasu wejścia tego zapisu). Po co w ogóle taki zapis w prawie brydżowym – Bóg jeden raczy wiedzieć. Wprowadzanie przepisów chroniących niedołęstwo (a wypadnięcie karty jest tego dobitnym przykładem) jest moim zdaniem sprzeczne z duchem rywalizacji. W końcu żeby grać w brydża trzeba najpierw umieć trzymać karty, a potem je dodawać.
Z konieczności musiał zmienić się przepis o karcie zagranej. Dawna prosta formuła “karta zagrana, to karta odłączona od ręki” zastąpiono formułą “…trzymana w sposób umożliwiający partnerowi rozpoznanie jej, musi być zagrana w bieżącej lewie…”
Aktualnie obowiązującą formułę wprowadzono by ukrócić cwaniackie branie na szybko przeciwnika. Grało się np. szybko dwa razy karo, a w trzeciej lewie równie szybko inny kolor. Obrońca, który chciał dorównać szybkością rozgrywającemu (a jest jakiś obowiązek w tym zakresie?) wyciągał machinalnie karo, a potem musiał taką kartę jako odłączoną od ręki kłaść na stół jako kartę przygwożdżoną. Inną wersją było rozgrywanie koloru tak rozłożonego:
W x x x | ||
A K D x x | 10 x x |
Grano szybko asa, króla i… malutkie. Bywali gracze, którzy od czasu do czasu dokładali (ściślej odłączali) z pozycji N blotkę i budzili się z ręką w nocniku, bo karty odłączonej nie można było wycofać.
Moim zdaniem, jeśli ktoś daje się w ten sposób nabrać (sam na początku przerobiłem to, ale tylko raz) powinien wiedzieć, że “ślepy w karty nie gra”. U podłoża takiego manewru leżało zapewne fałszywe przekonanie, że wolna gra świadczy negatywnie o graczu, więc nikt nie chciał “zapisywać się” do tych mniej gramotnych.
Tworzenie takich przepisów jest moim zdaniem przesadą i prowadzi do takich skutków jak żywienie wysterylizowaną żywnością – czyli do zaniku odporności organizmu.
A sam zapis nie chroni przed tak nieprawdopodobną sytuacją jak miała miejsce….
Otóż przy grze na deskach obrońca – Piotr Tuszyński – grając przeciwko Garozzo, najpierw odłączył jedną kartę od ręki, a potem zmienił decyzję i dołożył inną. Garozzo siedzący po drugiej stronie deski (??!) wezwał sędziego i wymusił dołożenie wcześniej wyjętej karty określając jej wysokość. Garozzo nie mógł widzieć tej karty (deska), tym bardziej nie mógł jej widzieć partner Tuszyńskiego, a mimo to sędzia ugiął się przed autorytetem Garozzo i nakazał dołożenie tej rzekomo zagranej karty (zagranej w myśl starego nieaktualnego przepisu). Można schylić głowę przed refleksem Benito, który bezbłędnie odcyfrował wysokość pierwotnej karty znając polski system zrzutek, ale incydent wykazał, że aktualna definicja karty zagranej również może być różnie zinterpretowana. Choć sędzia – moim zdaniem – przyjął wersję mniej prawdopodobną z możliwych.
To są w sumie drobiazgi jednak przemożna chęć sformalizowania wszystkiego prowadzi do skutków znacznie poważniejszych. Oto mając świadomość skromności informacji zawartych w kartach konwencyjnych nawet z suplementami, a nawet w obszernych opracowaniach systemowych – twórcy prawa brydżowego próbują sięgać głębiej.
By pokazać o co chodzi podam dwa przykłady. Oba znane mi z autopsji.
1. Licytacja:
W |
N |
E |
S |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
Pas |
Pas |
2 BA(1) |
Pas |
3 BA |
Pas |
Pas |
pas |
1) 22-23 PC, zrównoważony
S wistuje w kiera, a RGR bierze podłożoną figurę i odwraca waletem kier. S bierze na damę i nie znajduje zwycięskiego dla swojej strony ataku w trefle, gdzie RGR ma Dx do xx w stole. Rozgrywka kończy się swoją grą. Po zakończeniu atoli okazuje się, że zbrodzień E otworzył 2 BA mając układ 2-4-5-2, więc przeciwnicy szukają deski ratunku i wzywają sędziego. Ten najpierw (no, może po sprawdzeniu, czy WE mają kartę konwencyjną) chytrze pyta, czy WE są stałą parą ? Po twierdzącej odpowiedzi zadaje kolejne pytanie – czy zdarza sie im otwierać w BA ze składem 5-4-2-2 ? Para lojalnie odpowiada, że i owszem. W tej sytuacji sędzia stwierdził zaistnienie wykroczenia – brak alertu ze strony WE na okoliczność takich odstępstw i orzeka wynik rozjemczy – 3 BA bez dwóch.
2. Licytacja:
W |
N |
E |
S |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
1 ♣ |
1 ♠ |
Pas |
2 ♠ |
3 ♥ |
3 ♠ |
4 ♥ |
Pas |
Pas |
Ktr |
Pas |
Pas |
pas |
3 ♥ w systemie pary WE oznacza rękę rewersową z 4-ką kierów i 5+ treflami. W rzeczywistości W posiadał rękę acolowską w składzie 5-5 na kolorach czerwonych i – jak później wyjaśniał – zaryzykował nieforsującą odzywkę 3 ♥ w wewnętrznym przekonaniu, że to nie obiegnie. N skontrował mając opozycję treflową. Para WE posiadała perfekcyjnie wypełnioną kartę konwencyjną, z której jednoznacznie wynikało, że nastąpiła błędna licytacja ( co nie jest wykroczeniem – jeśli się mylę, to od razu z góry przepraszam na wszelki wypadek tych, którym taka informacja mogłaby przynieść szkodę), nie zaś błędne wyjaśnienie, które jest wykroczeniem i skutkuje bardzo często wynikiem rozjemczym.
Sędzia – ponownie jak w poprzednim przypadku – wypytał parę, czy zdarzają jej się takie odstępstwa systemowe, bo to czy są stałą parą było sędziemu wiadome. Para WE ponownie lojalnie przyznała, że takie odstępstwa zdarzają im się od czasu do czasu. Sędzia w tej sytuacji zmienił wynik na 4 ♠ z kontrą bez bodajże jednej.
Oba wydarzenia miały miejsce w ostatnich 4 latach. Podobno odchodzi się od tak restrykcyjnej interpretacji takich wydarzeń, kiedy odstępstwo następuje w dalszych okrążeniach licytacji. W jak dalszych – jeszcze nie ustalono, ale głowy myślą.
Czy w tej sytuacji funkcjonuje jeszcze zapis o błędnej licytacji i błędnym wyjaśnieniu? Czy w stałej parze każdy blef będzie karany wynikiem rozjemczym? A co to jest stała para?
Grałem w dwóch kolejnych turniejach mikstowych z tą samą partnerką. Był to nasz debiut jako pary (no w drugim turnieju to już nie – jak w historyjce o hrabi i zjedzonych na czczo bułkach). W tym drugim turnieju zablefowałem tak skutecznie, że przeciwnicy zagrali zły kontrakt. Oczywiście był (MUSIAŁ być – takie były okoliczności) wezwany sędzia, który nie dostrzegł wykroczenia. Nie dostrzegła go i Komisja Odwoławcza. I wtedy przeciwnik wpisał naszą parę do notesu sędziowskiego. Chyba jako stałą parę. Przynajmniej w przyszłości. Pewnie na to się nie doczeka.
Wróćmy jednak do naszych baranów… to znaczy do przysłowiowego meritum. Dla mnie takie grzebanie kojarzy się z manią prześladowczą. Takie bowiem podejście uderza po pierwsze w pary, które dużo ze sobą pracują, jest więc uderzeniem w postęp. Nikt chyba nie wiąże bowiem nadziei na postęp dokonujący się dzięki parom grającym “wspólnym językiem, bez tych wszystkich – wie pan – sztuczności” (to cytat z “Pewnego razu” Janusza Korwina Mikke). To po pierwsze.
Po drugie – przynajmniej w pewnych obszarach – zarówno ludzkich, jak i czasowych, premiować będzie cwaniaków bez skrupułów, którzy – w przeciwieństwie do dwóch opisanych wyżej par – za cholerę nie przyznają się, że im się cokolwiek takiego zdarza. Udowodnienie zaś im, że łżą jak psy wymagałoby zbudowania gigantycznego systemu inwigilacji brydżowej na miarę CIA.
Po trzecie i najważniejsze – pary posiadające dużą ilość ustaleń niemieszczących się w opisie systemu, nie mówiąc o kartach konwencyjnych, musiałyby praktycznie alertować każdą odzywkę, bo przecież może być ona odstępstwem od systemu.
Tu przypomnę banalną sytuację, która nawet dla sędziów stanowiła swego czasu problem interpretacyjny:
W |
N |
E |
S |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
1 ♠ |
2 ♣ |
Pas(1) |
Jeśli para gra kontrą negatywną, taki pas może być trapping. Czy należy to alertować? Dziś już większość wie, że nie. Po pierwsze dlatego, że znacznie częściej jest to zwykły “śmierdzący pas”, oznaczający brak możliwości wejścia, niż trapping pas z opozycją w kolorze przeciwnika. Oczywiście “cygańskie cwaniaki” natychmiast wykorzystywały tą sytuację alertując takiego pasa. Po alercie bowiem znacznie łatwiej jest uruchomić sygnał “dobrze – źle”.
Alertować należy dopiero wtedy gdy licytacja pobiegnie dalej np. tak:
W |
N |
E |
S |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
1 ♠ |
2 ♣ |
Pas |
Pas |
Ktr |
Pas |
Pas(1) |
pas |
Teraz PAS (1) partnera jest karnym pasem i należy go alertować.
Zatem wprowadzanie takiej interpretacji przy odstępstwach od systemu może uruchomić kolejne narzędzie dla par nieubiegających się o tytuł dżentelmenów brydżowego stolika.
Sędziowie w naturalny sposób chcieliby posiadać jednoznaczne narzędzia orzekania w rodzaju wzorca metra z Sevres. Swego czasu na Kongresie Bałtyckim brałem udział w rozstrzyganiu problemu, który ostatecznie zawędrował aż do Komisji Odwoławczej. Zawodnik otworzył na trzeciej ręce w korzystnych założeniach 1 BA (15 -17 PC) z ręką:
♠ Dxx
♥ Kx
♦ xx
♣ AKD10xx
W efekcie strona przeciwna, której trudno było zainterweniować po takim otwarciu uzyskała słaby zapis. Oczywiście nie obyło się bez wezwania sędziego. Na Kongresie był zakaz blefowania. Jednak o ile w przypadkach otwarć kolorowych zapis o blefie mówił, że następuje on wtedy, gdy brak jest 4 kart w kolorze otwarcia i 8 PC przy otwarciach na poziomie 1-go, to na okoliczność blefu otwarciem1 BA organizatorzy nie mieli przygotowanej formuły. Cały więc spór dotyczył faktu, czy ręka nadaje się na otwarcie 1 BA, czy też jest to tak daleko idące odstępstwo, że należy to uznać za blef. Jako zawodnik całkowicie popierałem takie otwarcie jako normalne 1 BA. Jako juror zaproponowałem zasadę jednego odstępstwa – co do siły lub składu. Przy takim zdefiniowaniu otwarcie zawierało dwa odstępstwa – co do siły – brak sakramentalnych 15 PC, jak i składu – odchylenia od skrajnego niezrównoważenia przy takim otwarciu, czyli układu 5-3-3-2.
Taka formuła rozwiązywałaby ręce sędziemu, a strona odwołująca się od jego decyzji miałaby pewny jak w banku przepadek kaucji (mam nadzieję, że żaden bank nie pozwie mnie do sądu za naruszenie dóbr).
Taką sztywną z pozoru regułą jest Prawo Kaplana. Dla tych, co go nie znają (prawa, nie Kaplana, bo ten już nie żyje) podaję, iż jest to prawo znane także jako prawo 25% – 75%. Używa się go w sytuacjach, kiedy następuje licytacja po namyśle jednego z partnerów budząca wątpliwości strony przeciwnej. Przykład:
W |
N |
E |
S |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
nazwisko |
Pas |
1 ♥ |
1 ♠ |
|
Ktr |
2 ♠ |
3 ♥ |
3 ♠ |
Ktr(1) |
Pas |
? |
1) Po namyśle
Powiedzmy, że ręka E wygląda następująco :
♠ –
♥ KW9xxx
♦ AWx
♣ KWx
Do wyboru są praktycznie 2 odzywki – pas i 4 ♥. Powiedzmy, że zawodnik przy stole wybrał odzywkę 4 ♥, co oprotestowali przeciwnicy. Wezwany sędzia zbiera opinie graczy o poziomie zbliżonym do gracza posiadającego daną rękę (tu występuje pierwsza poważna trudność). Jeżeli za odzywką wybraną przez zawodnika przy stole opowie się od 0 do 25% panelistów, to sędzia automatycznie uznaje, że namysł miał niewątpliwy wpływ na decyzję zawodnika przy stole, a to obliguje go do orzeczenia wyniku rozjemczego. Z kolei jeśli 75% i więcej opowie się za odzywką jaka padła w rzeczywistości, sędzia uznaje, że namysł nie miał wpływu na jej wybór i utrzymuje wynik uzyskany przy stole. Schody zaczynają się kiedy wybór mieści się w przedziale 25 – 75% ankietowanych.
Tyle z grubsza na temat prawa Kaplana. Przejdźmy do praktyki jej stosowania. Otóż aby prawu zadość się stało (a do tego zobowiązują podane ścisłe parametry), panel musi się składać z co najmniej 20 osób ! Wtedy bowiem z całą pewnością można ustalić dokładny procentaż rozkładu głosów. Przy każdej mniejszej liczbie – nawet tak okrągłej jak 10 – nigdy nie będzie można ustalić werdyktu z dokładnością do 5%, chyba, że na potrzeby panelu zacznie się ćwiartować ankietowanych. Zazwyczaj w praktyce zebranie opinii już tylko 5 osób kończy akcję zbierania tychże opinii. Co robi wtedy sędzia? Zdroworozsądkowo przyjmuje, że 3 głosy przy 5-ciu opiniach to jest kwalifikowana większość, a 7 przy 10-ciu to jest już przewaga taka jak 75%. Jest to podejście zdroworozsądkowe – powtarzam raz jeszcze. Jest to jednak łamanie prawa Kaplana i podważa sens jego istnienia jako wzorca z Sevres. Żeby go nie naruszać sędzia musiałby mieć kilku pomocników albo do podanych parametrów należy dopisać słowo « około ». Kolejny problem, to pisemna dokumentacja jaką powinien sporządzić sędzia na wypadek, kiedy zażąda tego jedna ze stron sporu, lub kiedy sprawa dotrze do Komisji Odwoławczej (dziś już nieaktualne – nie istnieją bowiem żadne KO). Następny problem to wiarygodność panelu. Zazwyczaj są to uczestnicy turnieju, na których zdanie ogromny wpływ ma znajomość rozdania. Jak trudno być w takich przypadkach w pełni obiektywnym można się przekonać urządzając zabawę w głuchy telefon. Łatwiej zebrać panel na zawodach wysokiej rangi, gdzie wśród osób towarzyszących imprezie można znaleźć wybitnych ekspertów i wtedy zdanie panelu jest zbliżone do prawdy obiektywnej dużo bardziej niż na zawodach typu mistrzostwa powiatu.
Tak więc odpowiadając pośrednio na zarzut jednego z sędziów, który zwrócił mi uwagę, że prawo Kaplana ma się dobrze i obowiązuje, ośmielam się w to nieco wątpić.
Chociaż – może z prawem Kaplana jest jak z demokracją – jest do…(wstawić odpowiednie literki alfabetu) ale nikt nic lepszego nie wymyślił. Co nie znaczy, że nie można tego próbować poprawiać w myśl sentencji Alberta Einsteina :
Wiadomo, że taki, a taki pomysł jest nie do zrealizowania. Ale żyje sobie jakiś nieuk, który o tym nie wie. I on właśnie dokonuje tego wynalazku.
Komentarze